Podlewać czy nie? Regularnie czy tylko w czasie suszy? Obficie czy tylko trochę? Rano czy wieczorem? Ojej, ile ta woda będzie kosztować? Te pytania zadają sobie wszyscy ogrodnicy, nie tylko działkowcy. I wcale nie są to czcze pytania, tym bardziej, że wreszcie zrobiło się prawdziwe lato, a więc czas intensywnego wzrostu roślin, kwitnienia i plonowania. Nie ważne jaka jest aktualna pogoda i prognozy długoterminowe. Rośliny na pewno trzeba będzie podlewać. No, chyba żeby co parę dni padało, ale tego sobie nie życzymy! Roślinom też nie. Jak więc powinno to naprawdę wyglądać?
Rośliny potrzebują wody w glebie, aby ich korzenie mogły pobierać składniki pokarmowe i to nie tylko podawane w trakcie nawożenia ale i takie, które powstają w glebie w trakcie rozkładu materii organicznej. To wcale nie znaczy, że musimy je podlewać bardzo obficie. Wręcz przeciwnie, ale najlepiej jeżeli przez cały sezon wegetacyjny mają jej do dyspozycji tyle samo, czyli mniej gdy są małe, więcej gdy się rozrosną. Fakt, są odmiany mniej lub bardziej odporne na suszę, jednak często oznacza to tylko, że korzenią się głębiej niż inne i mogą korzystać z wilgoci zgromadzonej w głębokich warstwach gleby. Najpierw musimy, więc sprawić aby korzenie rozrosnąć się mogły. I dotyczy to wszystkich odmian i gatunków.
Zasadą powinno być, że sadzimy rośliny w wilgotną glebę (na głębokości co najmniej 30 cm), dobrze uciskamy bryłę korzeniową, lekko podlewamy i….pozostawiamy je w spokoju na kilka- kilkanaście dni. W tym czasie korzenie będą się rozrastały, zwłaszcza w głąb, w poszukiwaniu wody, której w powierzchniowej warstwie zapewne szybko zabraknie. Efektem będzie silny system korzeniowy, który dobrze będzie się przeciwstawiał prawdziwej suszy. Ciągłe podlewanie po sadzeniu powoduje, że korzenie rozrastają się płytko bo nie mają powodu szukać wody. Skutek – w czasie upałów szybkie więdnięcie, konieczność częstego podlewania i ogólnie stresujące życie dla roślin i ogrodnika. Nie można jednak patrzeć bezkarnie jeśli w tym czasie roślina traci turgor. Ale zamiast podlewać lepiej zraszać liście. One wodę dostaną, a korzeń niech sam pracuje. Regularne podlewanie zaczynamy dopiero kiedy rośliny się ukorzenią tzn. kiedy stawiają opór gdy usiłujemy je delikatnie wyciągnąć z ziemi.
Regularnie czy tylko w czasie suszy?
Optymalna wilgotność gleby jest zawsze wtedy gdy ściśnięta w ręku grudka ziemi nie rozpada się i nie cieknie z niej woda. Oczywiście dotyczy to próbki pobranej ze strefy, w której aktualnie znajdują się korzenie czyli np. po sadzeniu – na głębokości 10-15 cm, a po miesiącu już na 20-30 cm. Nie ważne, że jak wygląda powierzchnia gruntu, ważne co się dzieje w środku. Powierzchnia gruntu może być sucha już w kilkanaście godzin po opadzie jeśli jest gorąco a zwłaszcza gdy wieje wiatr. Ale takie odparowanie wody z gruntu (ewaporacja) nie sięga wtedy zbyt głęboko. Jeśli opad był obfity, albo w regularnych odstępach czasu to poniżej 5 cm wilgoci może być całkiem sporo. Z drugiej strony, gdy podlewamy z węża, a zwłaszcza przez różne „pistolety” nawilżenie podłoża może być pozorne. Powierzchnia szybko zrobi się mokra, ale w głąb wody może dotrzeć za mało. Zanim zdecydujemy się na podlewanie, ale i po nim warto sprawdzić jak głęboko mamy ślad wodny.
Obficie czy tylko trochę? Najlepiej gdy woda wsiąka w podłoże powoli. Silny strumień rozmywa grudki, a to co z nich zostaje „zlewa” się tworząc błotko, a za chwilę skorupę, grunt się zagęszcza i zaczyna w nim brakować powietrza koniecznego dla korzeni tak samo jak woda. Wypływ z węża powinien być, więc łagodny, a zraszanie drobnokropliste i długotrwałe. Dobrym rozwiązaniem są deszczownie wyniesione ponad roślinami (pomidor i oberżyna nie lubią zraszania), ale dla efektywnego podlewania potrzeba 15-20 mm opadu (150-200 L/10 m2), co zwykle w ogrodzie wystarcza na kilka dni. Mniejsza dawka na ogół „nie przebija” się przez liście do gruntu, ale zdaje egzamin gdy widzimy zwiędnięte liście. Czasem, pomimo wilgoci w gruncie odparowanie wody z liści (transpiracja) jest tak szybkie (upał, wiatr), ze pomoże im tylko szybkie dostarczenie wody właśnie przez lekkie zroszenie. Zwiędnięte liście mogą oczywiście oznaczać, że po prostu w glebie rzeczywiście brakuje wody. W takim przypadku rośliny, zwłaszcza owocujące o spichrzowych korzeniach i zgrubieniach (rzodkiewka, rzodkiew) trzeba podlewać bardzo ostrożnie trzeba podlewać. Gwałtowne dostarczenie dużej ilości wody do spragnionych korzeni powoduje tak szybkie jej pobieranie, że owoce (np. pomidor, ogórek, papryka), korzenie spichrzowe (marchew, burak, seler). zgrubienia są po prostu rozsadzane od środka i pękają. Prawidłowe nawadnianie w takim przypadku polega na zroszeniu liści i dopiero po odzyskaniu przez nie turgoru, deszczowaniu większą dawką wody np. 2 razy po 15 mm opadu co kilka godzin.
O JAKIEJ PORZE DNIA NAJLEPIEJ PODLEWAĆ ROŚLINY?
Rano czy wieczorem? Najlepiej rano, tak do południa! Zwłaszcza jeśli chcemy je też dokarmiać dolistnie. Rośliny budzą się ok. 2 godz. po wschodzie słońca i chcą jeść – jak ludzie. A jedzenie to dla nich składniki pokarmowe z gleby oraz światło i dwutlenek węgla z powietrza. Dzięki temu mogą rosnąć, kwitnąć i wydawać owoce. Jeśli dostaną wodę z rana to pobieranie składników z gleby będzie w czasie fotosyntezy bardzo efektywne, a rośliny ładniejsze i zdrowsze. Jest to ważne zwłaszcza dla roślin kwitnących i owocujących, które bardzo potrzebują niższej wilgotności podłoża w nocy niż w dzień. Wieczorne podlewanie lubią jednak rośliny, których najważniejszą dla nas częścią są liście i korzenie (w tym trawniki). Zwiększona wilgotność gleby przed nocą sprzyja bowiem wzrostowi części wegetatywnych. Wieczorne to jednak nie znaczy po ciemku tylko najpóźniej po zachodzie słońca, a najlepiej ok. godziny 17:00. W upalne dni i noce zbyt późne podlewanie gęsto ulistnionych roślin może powodować „wtłaczanie się” pary wodnej w komórki szparkowe liści i ich pękanie. Po kilku dniach efektem są strupki na spodniej stronie liści (tzw. oedema). Na szczęście zwykle szybko zasychają, ale są potencjalnym miejscem wnikania grzybów czy bakterii.
Rano czasu nie było, do wieczora daleko a tu upał i rośliny zwiędnięte, co robić? Pozwolić im się męczyć, ryzykować poparzenie? Podlewać, a nawet deszczować! Historia o kropli działającej na liściu jak soczewka już dawno odeszła do krainy bajek. Zbyt szybko wysycha kropla by zdążyła tak zadziałać (nie wolno tylko w tym czasie dokarmiać dolistnie), a wysychając z gorąca odbiera też temperaturę liściom i je schładza. Większość kropli z deszczowni i tak do liści nie dotrze tylko wyschnie w powietrzu, również je schładzając. A przy okazji, niezależnie od źródła woda nie będzie dla roślin za zimna! Nawet pobrana ze studni głębinowej, na wylocie węża/zraszacza ma co najmniej 17 oC, a zanim doleci do roślin – tylko nieco mniej niż powietrze. Zapobieganie więdnięciom roślin to ograniczenie opadania kwiatów i zawiązków!
Ojej, ile ta woda będzie kosztować? Dobrze zaplanowane i prowadzone nawadnianie nie musi kosztować dużo. Szczególnie jeśli będziemy kierować się powyższymi radami i nieco zainwestujemy w systemy nawadniania kroplowego.
Trzeba tylko w rzędach, międzyrzędziach roślin rozciągnąć taśmy lub linie nawadniające z emiterami wody wbudowanymi w ścianki przewodu co 10-30 cm. Koszt 100 mb. takich przewodów z akcesoriami do łączenia wynosi już od około 100 zł. Są też zestawy z wężykami, które można wbić w pojemniki . Wystarczy podłączyć przewody do kranu i gotowe. Jeśli między przewód i kran wstawi się jeszcze prosty sterownik za kilkadziesiąt złotych to nie musimy pamiętać o nawadnianiu a tylko sprawdzać okresowo wilgotność podłoża. Precyzyjne, małe dawki wody, nawet podawane codziennie oszczędzają nawet 60% wody w ciągu sezonu w porównaniu do nawadniania polewowego (z węża). Rośliny będą czuły się świetnie, a my zaoszczędzimy pieniądze, czas i nerwy.